Rozkwit depilacji w latach sześćdziesiątych

Lata sześćdziesiąte to w Polsce okres ogromnego rozkwitu depilacji. Mimo polityczno kulturalnych mroków, w których pogrążył się wówczas nasz kraj, depilacja woskiem kolan była popularna jak nigdy.

Wraz z dystrybuowanymi przez podziemną pocztę ulotkami wychwalającymi kapitalizm, dystrybuowane były również karteczki zapraszające do stale przemieszczających się ruchomych lokali, należących do legendarnego już działacza antykomunistycznego podziemia, Karola Depilarskiego. Aparat państwowy zwalczał depilujących zaciekle, ale Ci nie poddawali się. Milicja antydepilacyjna miała pełne ręce roboty, a podziemie wciąż rosło w siłę. Depilacja woskiem kolan kwitła, mimo niekorzystnych zdawałoby się okoliczności.

Podziemie depilacyjne

Aby depilacja woskiem kolan mogła się rozwijać, konieczne było stworzenie zorganizowanego podziemia depilacyjnego. Sława i rozpoznawalność Karola rosły z każdym rokiem i jesienią roku 1963 osiągnęły punkt, na który chłopak czekał. Każda dzielnica i każdy skwer znały już Karola, równocześnie był on praktycznie nierozpoznawalny dla milicji antydepilacyjnej. Mężczyzna rozpoczął rekrutację. Pierwszą osobą, która zdecydowała się zaciągnąć, był Stefan, bratanek Karola. Depilacja była jego pasją od dziecka, czego dowodem był fakt, że na pierwsze spotkanie zarządzających podziemiem, przyniósł piękną pamiątkę, książkę, którą ukochał wiele lat wcześniej, „Abecadło Depilacji”.

Żołnierze wkrótce uznali wspomnianą lekturę za swój znak rozpoznawczy i tak dzieło Karola Depilarckiego urosło do rangi kultowego. Minęły lata sześćdziesiąte, a wraz z nimi osłabła nieco żelazna dłoń reżimu, który nie miał już chęci tak zaciekle jak dotychczas, tępić depilacji i jej wyznawców. Lata siedemdziesiąte to odwilż na rynku usług dżentelmeńskich. Panowie znów mogli ubierać się, tak jak czterdzieści lat wcześniej, w najlepsze garnitury, a panie we wspaniałe, wysadzane złotem i brylantami suknie wieczorowe. Polska znów zaczęła tętnić życiem w długie sobotnie wieczory.